WIELKA OFENSYWA, ZAGŁADA KOREAŃSKIEJ FLOTY 03-10.1597
ROK 1597
1 marca na małej wysepce Jukdo, koło wyspy Jeju na zachód od Tsushimy, wylądowało 10 tys ludzi Kato Kiyomasy, oddanego wyznawcy buddyzmu i prześladowcy chrześcijan. Dzień później chrześcijański daimyo Konishi Yukinaga, ochrzczony pod portugalskim imieniem Agostinho, przypłynął do Pusan z 10 tys ludzi. Dwaj zwaśnieni antagoniści, sąsiedzi z prowincji Higo na Kyushu, znów wylądowali w Korei. Do maja liczebność sił japońskich przekroczyła 140 tys ludzi. Dowódcą operacji został mianowany Kobayakawa Hideaki, dwudziestoletni bratanek i adoptowany syn Hideyoshiego.
Korea przygotowywała się do wojny, nikt nie wątpił że atak wkrótce nastąpi. Zreformowana i zreorganizowana armia królestwa Joseon liczyła 30 tys ludzi, dowodził nią zwycięzca z Haengju generał Kwon Yul. Do walki szykowały się oddziały partyzanckie i mnisi. Cesarstwo Ming rozpoczęło mobilizację, w szczytowym okresie inwazji siły chińskie będą liczyły około 55 tys ludzi na lądzie i ponad 20 tys na morzu.
Najmocniejszą stroną królestwa Joseon i najlepiej przygotowaną do działania była marynarka wojenna. Admirał Yi Sunsin przewidująco zwiększał wartość bojową floty, rekrutował żołnierzy, dozbrajał okręty i budował nowe. Powiększał zapasy prochu i materiałów bojowych, żywności i soli. Szkolił dowódców i załogi, przeprowadzał manewry symulując operacje w niekorzystnych warunkach. Pokazał, że jest wielkim i przewidującym strategiem. Popełnił jednak błąd, włączył się lub dał się wmanewrować w walkę stronnictw politycznych, czym przysporzył sobie potężnych wrogów. Jednym z nich był jego zaciekły rywal generał Won Kyun marzący o objęciu dowództwa marynarki, ten sam który na początku pierwszej inwazji zamiast zaatakować japońskie okręty kazał zatopić prawie 100 statków swojej floty i uciekł przed walką. Dwór króla Seonjo ogarnęła atmosfera intryg, rozpuszczono plotkę, że stronnictwo które popiera Yi Sunsin przygotowuje zamach stanu, co stało się doskonałym pretekstem do przeprowadzenia czystek wśród opozycji.
Japończycy zdawali sobie sprawę, że o losie inwazji zadecyduje wojna na morzu. Chcąc wyeliminować Yi Sunsina i jego flotę umieścili blisko koreańskiego sztabu agenta, który zaczął dostarczać sprawdzające się informacje. Na początku kwietnia agent dostarczył wiadomość generałowi Gim Eungseo, dowódcy prowincji Gyeongsang. Donosił, że Kato Kiyomasa zaatakuje jego wybrzeże, podał dokładne miejsce i godzinę przybycia japońskich okrętów. Wiadomość przekazano królowi Seonjo, który nakazał admirałowi Yi natychmiast zaatakować i zniszczyć flotę wroga zgodnie z instrukcjami agenta. Yi odmówił, nie ufając tak doskonałej i precyzyjnej informacji, prosił o czas na potwierdzenie jej. Miał 169 okrętów bojowych, nie obawiał się walki, ale chciał prowadzić ją na swoich warunkach, bez ryzyka wejścia w pułapkę, flota wroga miała znaczną przewagę liczebną. Prawdopodobnie antagoniści admirała przekonali króla, że prawdziwym powodem odmowy walki z Japończykami były przygotowania do przewrotu.
DROGA DO CIEŚNINY CHILCHEOLLYANG, ZAGŁADA KOREAŃSKIEJ FLOTY
12 kwietnia aresztowano Yi Sunsina za odmowę wykonania rozkazu i dostarczono pod eskortą do Seulu. Won Kyun oskarżył go picie alkoholu, lenistwo i złe dowodzenie. Król Seonjo pozbawił admirała stopnia i pełnionych funkcji. Następny miesiąc Yi spędził w więzieniu, bito go i torturowano, został nieformalnie skazany na śmierć przez zamęczenie.
16 maja uwolniono więźnia. Zachował życie dzięki intensywnym staraniom i wpływom grupy wysoko postawionych przyjaciół wśród których był premier królewskiego rządu. Koronnym argumentem były jego niebywałe osiągnięcia w czasie pierwszej inwazji. Kolejnym ciosem jaki dotknął admirała była śmierć ukochanej matki. Pozbawiony stopnia został wcielony do służby w armii jak zwykły człowiek z ludu, co w języku koreańskim nazywano karą Baegui Jonggun. Praca wywiadu japońskiego przyniosła nadspodziewany skutek, najzdolniejszy dowódca floty został wyeliminowany bez walki. Zastąpił go admirał Won Kyun.
W pierwszych miesiącach inwazja nie miała rozmachu, Japończycy ograniczali się do działań zaczepnych na niewielką skalę i prawie wyłącznie w prowincji Gyeongsang, nękając i osłabiając koreańską obronę.
W czerwcu kontyngent Ming w liczbie 3 tys ludzi przekroczył rzekę Yalu, dowodził nim generał Yang Yuan. W lipcu wszedł do Jeolli gdzie wzmocnił załogę Namwon.
31 lipca admirał Won Kyun otrzymał rozkaz poprowadzenia floty na wschód w kierunku Pusan. Był to efekt fałszywych meldunków japońskiego agenta, któremu nadal ufano i na jego informacjach opierano strategiczne plany. Won zwątpił w prawdziwość jego precyzyjnych informacji, zaczął obawiać się pułapki. Kiedy jego zwiadowczy okręt natknął się na grupę wrogich statków koło wyspy Koje, admirał wycofał się z tego rejonu.
17 sierpnia koreańska flota 168 okrętów ponownie wzięła kurs na Pusan. Admirał Won dostał kategoryczny rozkaz ataku i zniszczenia japońskich okrętów.
20 sierpnia flota dotarła na miejsce, pod wieczór ujrzeli ponad 500 japońskich okrętów w szyku bojowym, niektóre źródła mówią o blisko tysiącu. Won był zaszokowany tym widokiem, jednak wydał rozkaz ataku. Koreańskie statki ruszyły na wroga bez żadnej strategii. Japończycy zaczęli wycofywać się pozorując nieład, gdy okręty Wona zaczęły ich dochodzić rozproszyli się, koreański szyk rozpadł się w pogoni. Wtedy ścigani zawrócili i zaatakowali, strzelcy Teppo pustoszyli pokłady, doszło do abordaży i walki wręcz na pokładach, zatopiono 30 statków Wona. Chaos dowodzenia sprawił, że koreańscy artylerzyści nie mieli nawet okazji do użycia swojej najsilniejszej broni.
Japończycy przerwali walkę i wycofali się w kierunku Pusan, prawdopodobnie z powodu zapadającej ciemności. Okręty Won Kyuna popłynęły na zachód i zakotwiczyły przy wyspie Kadok. Koreańskie oddziały zeszły na ląd żeby uzupełnić zapasy wody i żywności nie wiedząc, że na wyspie stacjonuje silny japoński garnizon. Z ukrycia obserwował ich dowódca załogi samuraj Chikushi Hirokado. Gdy Koreańczycy rozeszli się w głąb wyspy dał sygnał do ataku. Zaskoczenie było całkowite, zginęło 400 ludzi, zatopiono kilka statków.
Won nakazał ewakuację i wziął kurs na północny zachód, opłynął północny kraniec wyspy Koje i wpłynął w cieśninę Chilcheollyang między Koje i wyspą Chilchon. Uznał to miejsce za bardzo dobre schronienie, flota rzuciła kotwice. Był zdruzgotany, przegrał bitwę, stracił ponad 30 statków, czekała go walka z wielokrotnie silniejszym przeciwnikiem. Zaszył się na swoim flagowcu i nie przyjmował nikogo.
22 sierpnia zebrało się dowództwo japońskiej marynarki i wojsk lądowych. Zaplanowano wspólny atak na koreańską flotę. W ciągu następnych dni 2 tys ludzi z Dywizji Shimazu Yoshihiro przeprawiono na Koje. Strzelcy zajęli pozycje wzdłuż brzegu Chilcheollyang obserwując przeciwnika.
W nocy z 27 na 28 sierpnia 500 japońskich okrętów weszło od północy w głąb cieśniny. Bitwa szybko przeniosła się na pokłady. Do świtu prawie wszystkie koreańskie okręty zostały zatopione. Załogi uciekały na brzeg Koje, podobno jednym z pierwszych był admirał Won Kyun. Tam czekały na nich japońskie oddziały, walczono wzdłuż całej cieśniny. Nie wiadomo ilu Koreańczyków przeżyło. Won próbował uciekać, podobno nie mogąc nadążyć za swoimi ludźmi zrezygnowany usiadł pod sosną, jeden ze ścigających samurajów ściął mu głowę.
Ocalała tylko eskadra dowodzona przez Bae Sola, kapitan widząc rozwój bitwy nie włączył się do walki, uciekł wyprowadzając 13 okrętów południowym wyjściem z cieśniny.
Od strony militarnej Korea dobrze przygotowała się do obrony. Jej słabość polegała na tym, że konflikty polityczne na królewskim dworze, w rządzie i dowództwie armii zdemolowały system podejmowania decyzji i możliwość jasnej oceny sytuacji. Racjonalność zeszła na drugi plan. Dzięki temu niekompetentny Won Kyun został dowódcą królewskiej floty, która w czasie pierwszej inwazji obroniła kraj. Historia służby powinna wykluczyć go z grona dowódców wyższego szczebla. Taktyka Yi Sunsina pozwalała pokonać wielokrotnie liczebniejszego wroga, działa dalekiego zasięgu i okręty żółwie wygrywały bitwy, nigdy nie dopuścił Japończyków na odległość abordażu, a co najważniejsze sam wybierał miejsce walki, nigdy przeciwnik. Dlaczego Won Kyun nie skorzystał z tych doświadczeń? Czy nienawiść tak go zaślepiała, że odrzucał zwycięską strategię bo opracował ją Yi?
W rezultacie przegranej bitwy flota wojenna królestwa Joseon praktycznie przestała istnieć. Porażka Won Kyuna otworzyła Japończykom drogę na Morze Żółte i wschodnie wybrzeże prowincji Jeolla. Inwazja mogła ruszyć na północ, morska droga dostaw została otwarta.
OFENSYWA
Strategia Hideyoshiego przewidywała, że druga inwazja ruszy w kierunku Seulu powtarzając błyskawiczną kampanię z 1592 roku. Tym razem miała przejść przez prowincję Jeolla, która oparła się pierwszej. Jeolla była spichlerzem i zapleczem dla koreańskiej armii, partyzantów i floty wojennej. Nowa droga do Seulu zapowiadała bogate łupy. Celem pierwszego etapu było Jeonju, stolica prowincji. Plan przewidywał wejście do Jeolli dwóch armii. Armia Lewicy dowodzona przez Ukitę Hideie miała wyjść z Sacheon i zdobyć twierdzę Namwon. Armia Prawicy pod dowództwem Mori Hidemoto z siłami Kurody Nagamasy miała wyjść z Pusan zaatakować Jeollę od wschodu i zdobyć Hwangseoksan. Fortece miały być zaatakowane w tym samym czasie, po ich zdobyciu obie armie miały wspólnie uderzyć na Jeonju, a później ruszyć na Seul. Zwycięstwo na morzu było sygnałem do rozpoczęcia realizacji planu.
11 września 50 tys ludzi Armii Lewicy wyruszyło w kierunku Namwon. W tym samym czasie 65 tys ludzi Armii Prawicy ruszyło na Hwangseoksan. Meldunki o aktywności wojsk japońskich dotarły do Seulu zaraz po raportach o utracie floty w Chilcheollyang, dwór i sztab koreański ogarnęło przerażenie.
13 września admirał Yi Sunsin został zrehabilitowany, król Seonjo przywrócił mu stopień i stanowisko dowódcy koreańskiej floty wojennej.
OBLĘŻENIE NAMWON
22 września o świcie Ukita Hideie przeprawił armię przez rzekę Seomjin płynącą na południu Namwon. Seomjin w dosłownym tłumaczeniu oznacza Prom Ropuch. Legenda mówi, że w czasie pierwszej inwazji roje ropuch uniemożliwiły przeprawę wojskom japońskim i marsz w głąb Jeolli, tym razem ropuchy nie zablokowały przeprawy.
Koreańskie przygotowania do obrony i historię oblężenia opisał Stephen Turnbull w The Samurai Invasion Of Korea 1592-98, pewnych szczegółów dostarczają dzienniki buddyjskiego mnicha o imieniu Keinen, lekarza i kapelana towarzyszącego jednemu z japońskich generałów.
Większość koreańskich fortec budowano na górskich zboczach, nazywano je Sanseong. Namwon było fortecą miastem, Eupseong, leżało na płaskim terenie małej równiny otoczonej wysokimi górami. Otaczał je kamienny mur wysokości 4 metrów. Każda ze ścian miała w centrum bramę, pomiędzy bramą a narożnikami muru wystawały na zewnątrz bastiony, które zapewniały krzyżowy ostrzał przedpola bram. W Namwon królowała biel, mury i ściany budynków miasta pokryto zaprawą wapienną z dużą ilością potrzaskanych muszli, dzięki czemu połyskiwały w promieniach słońca.
Kilka kilometrów na północ leżała górska forteca Koryong, mury fortyfikacji oplatały serpentynami zbocza. Koreańskie dowództwo planowało przenieść się do niej, uważano że zapewni lepsze warunki obrony. Chiński generał Yang Yuan, który wzmocnił załogę 3 tys żołnierzy, wpłynął na zmianę decyzji, prawdopodobnie nie miał doświadczenia w obronie murów na zboczach gór, większość fortec cesarstwa Ming leżała na równinach.
Jeszcze w lipcu, zaraz po przybyciu, Yang Yuan zaczął rozbudowywać fortyfikacje. Wysokość kamiennych murów zwiększono o dodatkowe 3 metry. Nad główną bramą umieszczono działa. Ponieważ Namwon nie miało fos, wzdłuż murów wykopano szeroki rów o głębokości 6 metrów, który dodatkowo otoczono drewnianą palisadą. Na przedpolach zbudowano płoty mające spowalniać ataki piechoty. Jednocześnie z rozpoczęciem rozbudowy umocnień Yang nakazał rozbiórkę górskiej fortecy Koryong, nie chciał żeby Japończycy uczynili z niej swoją bazę. Roboty ukończono tuż przed przybyciem japońskiej armii. Załoga Namwon, razem z chińskim kontyngentem Yang Yuana, liczyła 4 tys ludzi. Wraz z cywilnymi mieszkańcami w mieście było blisko 10 tys ludzi.
22 września po południu pierścień oblężenia zamknął się, 50 tys ludzi otoczyło Namwon. Gdy Japończycy zajęli się przygotowywaniem swoich pozycji oddziały Yang Yuana wyszły z miasta i zaatakowały. Linie strzelców Teppo odparły natarcie, Chińczycy wycofali się za mury. Wieczorem Ukita Hideie wysłał do miasta delegację, wezwał obrońców do poddania się i przepuszczenia jego oddziałów, obiecując darowanie życia, ultimatum zostało odrzucone. Według dzienników Keinena Padający jak wodospad rzęsisty deszcz zamienił japońskie obozy w bagno.
23 września, we wtorek, rozpoczęto ataki. Przed oblężeniem Yang Yuan kazał wyburzyć opuszczone budynki na zewnątrz murów. Teraz małe zespoły Teppo Gumi obsadziły ruiny i rozpoczęły intensywny ostrzał niosąc śmierć obrońcom na murach. Keinen zapisał : Na całej linii strzelano z broni palnej i łuków, nie można było nie odczuwać współczucia dla ludzi którzy cierpieli umierając.
Taktyka rozproszonych małych grup sprawiła, że koreańskie działa nie mogły im wyrządzić większych szkód. Główne siły oblegających oczekiwały poza zasięgiem artylerii. Intensywny ostrzał miał przerzedzić szeregi obrońców i przygotować natarcie, trwał do późnego wieczora. Stopniowo deszcz ustał i zapadła jasna księżycowa noc. Około godziny 22 rozpoczęto szturm. Ze szczytu murów na atakujących posypały się kamienne głazy, strzały, bomby z opóźnionym zapłonem, wylewano wrzący olej, liczba zabitych i rannych szybko rosła. Rozpoczęła się zwyczajowa rywalizacja samurajów czyja flaga będzie pierwsza powiewała na murze. Wysokie, kamienne ściany pokryte białym tynkiem były niewiarygodnie trudne do sforsowania. Bezskuteczne ataki prowadzono przez następne 3 dni.
26 września, w piątek, nastąpił przełom. Namwon było otoczone ryżowymi polami, nadchodził czas zbiorów. Piechota rozeszła się po uprawach i zaczęła wycinać pęki łodyg ryżu i dzikich traw, wiązano je w duże wiązki i wrzucano do fosy wzdłuż muru, nie wiadomo kto był autorem tego pomysłu. Z godziny na godzinę góra rosła, przez cały czas strzelcy zasypywali gradem ołowiu korony murów utrudniając obrońcom rażenie pracujących na dole ludzi. Gdy zapadła noc wał sięgnął szczytu ścian. Wtedy całą powierzchnię zbocza pokryto bambusowymi drabinami i rozpoczął się szturm poprzedzony ostrzelaniem płonącymi strzałami najbliższego bastionu. Masy ludzi ruszyły pod górę, scenerię rozświetlał księżyc i płonąca kopuła wieży.
Bohaterem dnia został samuraj Okochi Hidemoto, wasal Oty Kazuyoshiego, daimyo prowincji Tanba. Hidemoto wygrał rywalizację, pierwszy wdarł się na mur, za nim wskoczyli jego przyboczni. Według kronik miał tego dnia dokonać wielu czynów godnych prawdziwego samuraja. Nad głowami wojowników powiewały przymocowane do pleców zbroi banery sashimono z symbolem klanu Okochi. Hidemoto dał chorążemu rozkaz wzniesienia jego flagi i wykrzykując swoje imię rzucił się do walki zabijając błyskawicznie dwóch obrońców, wokół nacierali jego przyboczni. Okochi odłożył splamiony krwią miecz, złożył dłonie i skłonił się z szacunkiem w kierunku Japonii by okazać cześć Hachimanowi, bogowi wojny i opiekunowi wojowników. Następnie odciął nosy pokonanym, zawinął je w papierową chusteczkę, wsunął za zbroję i ruszył do walki. Bitwa przeniosła się na ulice Namwon, kawaleria obrońców przypuściła kontratak. Okochi ciął najbliższego jeźdźca, raniony spadł z konia na lewy bok, trzech stojących bliżej samurajów rzuciło się na leżącego żeby zdobyć jego głowę, Hidemoto stracił trofeum. Ruszył dalej, wokół toczyły się pojedynki, nagle sam znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, zaatakowała go grupa koreańskich żołnierzy. Walczył, ale przeciwników było wielu, w pewnym momencie upadł, gdy usiłował się podnieść otrzymał kilka cięć w klatkę piersiową, pancerz ochronił go, ale całkowicie stracił oddech. Stojący opodal towarzysz przyszedł z pomocą uderzając na napastników, przykucnięty Okochi sparował pięć cięć, szóste trafiło go w lewą dłoń obcinając dwa palce, mimo to złapał drugi oddech, zdołał się podnieść i ściąć wojownika. Ruszył dalej nacierając na obrońców, walcząc parował cięcia mieczem i przedramionami, pomimo opancerzonych rękawów na rękach miał cztery rany, w lewym ramieniu tkwiły dwie strzały. Wkrótce spotkał godnego przeciwnika, znalazł się przed silnym mężczyzną w bogatej, czarnej zbroi z pod której wystawała szata z ciemnoniebieskiego materiału pokrytego brokatem. Pomimo ran udało mu się zwyciężyć. Drogi pancerz i wykwintny strój świadczyły, że pokonany wojownik musiał mieć wysoką rangę, nie mógł się ograniczyć do odcięcia nosa, zabrał głowę dla identyfikacji, mogła okryć go wielką chwałą. Po bitwie przekazał trofeum swojemu daimyo, koreańscy jeńcy rozpoznali w zabitym królewskiego urzędnika bardzo wysokiej rangi o nazwisku Yi Chunwon. Okochi mógł się spodziewać bogatej nagrody, ale największą był honor wpisania jego nazwiska w rejestrze głów zdobytych tego dnia przy nazwisku jednego z najbardziej prominentnych koreańskich dowódców. Jako najcenniejsze trofeum tylko głowa zdobyta przez Okochiego pozostała nienaruszona, pozostałe 3726 wyrzucono po odcięciu nosów. Sobota 27 września 1597 roku była dniem chwały Okochiego Hidemoto.
Hideyoshiemu wysyłano raporty o ilości zabitych wrogów. Japończycy byli bardzo skrupulatni, od wieków po bitwach jako dowód gromadzono i liczono głowy obcięte zabitym. Zabezpieczenie ich i wysłanie do Japonii było zbyt kosztowne i skomplikowane logistycznie. Po zdobyciu Namwon zamiast głów wysłano w beczkach nosy zamarynowane w soli, co było dużo prostszym rozwiązaniem. Hideyoshi zaczął otrzymywać stały strumień przesyłek upiornych trofeów, z których każda została dokładnie wyliczona i zapisana przed opuszczeniem Korei. W Japonii usypano z nich kopiec w pobliżu pomnika Wielkiego Buddy w Kyoto, który pozostał do dzisiaj jako trawiasty kurhan błędnie nazwany Mimizuka, Kopiec Uszu.
Ostatecznie bramy miasta zostały otwarte przez samych obrońców. Keinen w swoim dzienniku zanotował : Piekło nie może być w innym miejscu niż to. Opisał przerażające sceny i los pokonanych. Według jego relacji kiedy wrota Namwon zostały otwarte, wielu obrońców padło na kolana i pochyliło głowy. Wiedzieli, że zwycięzcy zaczną ich ścinać. Niektórzy próbowali uciekać na północ, ale tam czekały oddziały samurajów z mieczami. Miasto oświetlała pełnia księżyca i pożary. Wszędzie tryskała krew, białe ściany stopniowo zmieniały kolor na czerwony, wokół było słychać płacz pokonanych świadomych, że nadszedł czas umierania. Samuraje nie okazywali litości, wszystkich zabijali. Cywile którzy przeżyli, zawodzili idąc ulicami zasłanymi ciałami zabitych, opuścili miasto szukając schronienia w górach. Moje emocje były takie, że nie mogłem nawet na nich spojrzeć ! - Zapisał Keinen w swoim dzienniku.
Z blisko 4 tys obrońców przeżyła niecała setka, w tym chiński dowódca generał Yang Yuan. Udało im się przebić przez kordon oblężenia i wycofać do Seulu. Yang Yuan został z rozkazu cesarza Ming stracony za utratę Namwon. Następnego dnia rozpoczęło się polowanie na cywilnych uciekinierów i okoliczną ludność. Przeszukano góry i okolice w odległości jednego dnia podróży, spacyfikowano wioski. Wyłapano 10 tys ludzi i dokonano masowej rzezi. Armia Lewicy ruszyła na Jeonju, stolicę prowincji Jeolla.
OBLĘŻENIE HWANGSEOKSAN
Złe wieści rozchodzą się bardzo szybko, wiadomość o losie obrońców Namwon i masakrze okolicznych mieszkańców rozeszła się po całym kraju. Ludność Jeolli zaczęła uciekać na północ, wojsko opuściło mniejsze garnizony. Około 50 km na północny wschód leżała mocno ufortyfikowana górska twierdza Hwangseoksan. Jej załoga przygotowywała się do obrony wzmacniana posiłkami z sąsiedniej prowincji Gyeongsang, oddziałami partyzantów i ochotników. Rozległe mury fortecy otaczały zalesioną górę Hwangseok, której szczyt sięgał ponad 1200 m. Obsadziło je kilka tysięcy obrońców.
27 września Armia Prawicy doszła do podnóży góry. 12 tys ludzi Nabeshimy Naoshige stanęło od zachodu, Kato Kiyomasa z 10 tys ludzi zajął pozycje na południu, a Kuroda Nagamasa na czele 5 tys wojowników przygotował się do ataku od wschodu. Gdy zapadła noc rozpoczęto szturm wszystkimi siłami. Jak dzień wcześniej, w czasie upadku Namwon, scenerię oświetlał księżyc ułatwiając atak. Świadomość losu obrońców twierdzy straconej poprzedniej nocy i ogrom japońskiej armii zniszczyły morale załogi. Koreańczycy wycofali się tracąc 350 ludzi.
28 września Ukita Hideie wprowadził do Jeonju Armię Lewicy. Stolica prowincji była opuszczona, wzięto ją bez walki. Przez całą pierwszą inwazję Jeolla broniła się przed japońskimi atakami, teraz prawie cała znalazła się w rękach okupantów. Armia Prawicy zdążała w tym kierunku, zgodnie z planem miała dołączyć do sił Ukity Hideie.
Gdy dla dowództwa sił koalicji stało się jasne, że celem inwazji jest Seul, rozpoczęto przegrupowywanie oddziałów Ming z przygranicznych rejonów Chin w kierunku koreańskiej stolicy. Wojska japońskie musiały przejść drogą strzeżoną przez graniczną twierdzę Jiksan. Głównodowodzący wojsk Ming w Korei, generał Ma Gui, otrzymał rozkaz zatrzymania oddziałów inwazyjnych.
OBLĘŻENIE JIKSAN
15 października Ma Gui dotarł do Jiksan, 6 tys piechoty i 2 tys jazdy obsadziło fortecę, rozpoczęto gorączkowe przygotowania do obrony. Meldunki zwiadowców mówiły o nadciągającym wrogu. Była to awangarda Armii Prawicy, Kuroda Nagamasa z 5 tys ludzi, za nim podążał Mori Hidemoto z dużo większymi siłami.
Zgodnie z japońskim planem Ukita Hideie i Mori Hidemoto mieli połączyć swoje siły po zdobyciu Jeonju, tymczasem ruszyli oddzielnie. Mori musiał pozazdrościł Ukicie zdobycia stolicy Jeolli i ruszył przodem na północ w poszukiwaniu własnej chwały. Wojska Kurody Nagamasy parły do przodu, za nimi podążał Mori. Kuroda nie podejrzewał, że ma przed sobą tak licznego wroga. Nie napotykał oporu, nie wiedział o mobilizacji i ruchach armii Ming.
16 października o świcie, w czwartek, dowódca prowadzący oddział awangardy Kurody wjechał na wzgórze na przedpolu Jiksan. Jak opisuje Stephen Turnbull ujrzał w oddali coś, co wyglądało jak olbrzymia chińska horda. Linia wojsk wroga ruszyła naprzód. Niespodziewanie dywizja Kurody znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, oddziały były rozciągnięte w marszu, główna siła pozostawała w tyle. Gdzieś za nimi Mori Hidemoto prowadził 30 tys ludzi. Wróg miał dużo lepszą pozycję, dowodzący samuraj wiedział, że gdy zacznie się wycofywać Chińczycy ruszą w pogoń, zmiotą jego ludzi i zaatakują odsłonięte główne siły Kurody. Musiał zatrzymać postęp przeciwnika, prawdopodobnie zginie, ale da czas Kurodzie na sformowanie szyku i przygotowanie obrony. Na przedpolu Jiksan płynęła rzeka, czoło oddziałów Ming kierowało się ku mostowi, jedynej przeprawie na południe. Japoński dowódca nie wahał się, przeprowadził swoje skromne siły przez rzekę, linie strzelców Teppo gumi rozwinęły szyk przygotowując arkebuzy do strzału. Kuroda Nagamasa usłyszał strzały jeszcze przed przybyciem posłańców, natychmiast wysłał do przodu oddział kawalerii dowodzony przez Goto Mototsugu.
17 lat wcześniej ojciec Nagamasy Kuroda Kanbei przygarnął 15 letniego Mototsugu, gdy jego ojciec Goto Motokuni odebrał sobie życie. Motokuni był jednym z generałów Besso Nagaharu, dowódcy obrony zamku Miki. Po dwóch latach walki Besso poddał oddziałom Kurody zamek i popełnił seppuku razem z Motokunim. Spełniając ostatnią prośbę Motokuniego Kanbei zaopiekował się jego synem jak swoim własnym, wychował go na dobrego samuraja.
Teraz Goto Mototsugu galopował w kierunku odgłosów bitwy. Gdy przybył na wzgórze przed równiną natychmiast zrozumiał jak trudna jest sytuacja. Awangarda jego armii walczyła za mostem z ogromnymi siłami przeciwnika, cofała się powoli ku brzegowi rzeki. Stephen Turnbull przytacza słowa jakie Mototsugu wykrzyczał do swoich ludzi zapisane w kronice klanu Kuroda:
Jeśli most zostanie przekroczony przez tę wielką armię, to na pewno zaatakują główne siły Nagamasy. Akceptując, że tylko jeden człowiek może pozostać przy życiu na każdych dziesięciu zabitych musimy bronić mostu i przeszkodzić nieprzyjacielowi w przejściu.
Po przejechaniu przez most uderzyli, zaskoczenie było całkowite, odrzucili w tył Chińczyków. Gdy uznał, że sytuacja jest chwilowo opanowana, wycofał się za rzekę rozproszył swoich ludzi w małe grupy pozorując znacznie większą siłę. Wkrótce przybyły główne siły Kurody i włączyły się do walki, rozpętała się zacięta bitwa. Pomimo przewagi przeciwnika i silnego ognia strzelców Teppo gumi Chińczycy przez cały dzień skutecznie odpierali ataki, pierwsza inwazja pokazała siłę ognia arkebuzów, wzmocniono zbroje i okuto stalą tarcze, tak że stały się w dużym stopniu odporne na kule. Gdy do walki włączyło się 2 tys ludzi chińskiego wzmocnienia przybyłego z Suwon szala zwycięstwa zaczęła się przechylać na stronę sprzymierzonych, oddziały Ming zaczęły spychać armię Kurody w kierunku rzeki. O losie bitwy zadecydowało przybycie oddziałów Mori Hidemoto, które stopniowo zaczęły wchodzić do walki. Dowództwo chińskie widząc, że liczebność wojsk japońskich gwałtownie zaczyna rosnąć, zdecydowało o wycofaniu się. Porzucono Jiksan
rezygnując z obrony twierdzy. Z powodu zapadającej ciemności japoński sztab uznał, że ściganie przeciwnika będzie zbyt ryzykowne. Jednak w nocy Kuroda Nagamasa jeszcze raz zaatakował siły sprzymierzonych, chciał je zmiażdżyć formacją Skrzydła Żurawia. Łucznicy i strzelcy mieli ostrzelać i zmiękczyć centrum przeciwnika, jednocześnie oddziały kawalerii i piechoty miały oskrzydlić chińskie siły i zamknąć w okrążeniu. Atak 2 tys kawalerzystów Ming rozbił plan Kurody i zmusił go do odwrotu. Następnego dnia Japończycy zaciekle atakowali wycofujące się oddziały, odwrót zamienił się w chaotyczną ucieczkę okupioną stratami ponad 20 tys sprzymierzonych.
Japońskie wojska realizowały plan inwazji. Prowincja Jeolla była opanowana, Hideyoshi miał powody do zadowolenia. Po zdobyciu Jiksan jego oddziały weszły do prowincji Chungcheang. Następnym celem był Seul. Machina wojenna zaczynała rozpędzać się na dobre. Siedem miesięcy kampanii wyczerpało zapasy broni i amunicji, brakowało żywności, za 2 miesiące miała nadejść zima, która tak dała się we znaki w czasie pierwszej inwazji. Do kontynuowania ofensywy japońska armia potrzebowała zaopatrzenia i posiłków.
© 2015 - 2025 | All Rights Reserved | © Krzysztof Pietrek | Wszelkie prawa zastrzeżone
dannoura1185@op.pl